Autor |
Wiadomość |
Veles |
Wysłany: Czw 15:07, 15 Mar 2007 Temat postu: |
|
ale i tak zawsze jak idę na gridncorowy koncert to słyszę jedno i to samo napierdalanie. taka jest prawda. |
|
|
marcel |
Wysłany: Pon 10:39, 12 Mar 2007 Temat postu: |
|
moze wtorny bywa tylko ten gore grind itp, ale nie mozna zapomniec ze sa zespoly np jak polskie nyia czy antigama, ktore raczej wtorne nie sa. jak chcecie znalezc wiele innych oryginalnych zespolow grind to zapraszam do katalogu relapse. |
|
|
Rybak |
Wysłany: Pon 0:08, 12 Mar 2007 Temat postu: |
|
A w ryj byście obaj nie chcieli?
Posłuchać sobie starego, dobrego Napalm Death. Posłuchać genialnego belgijskiego Leng T'che. Kurwa, jedna z lepszych płyt w historii gatunku - epicka, czasami melodyjna, czeska Lykathea Aflame (teraz Lykathe). Cryptopsy to bardzo mocny grindujący zespół. Szwedzka Sayyadina...
Grind to naprawdę nie tylko bezmyślny goregrind i bezmyślniejszy pornogrind. |
|
|
necroman |
Wysłany: Nie 23:47, 11 Mar 2007 Temat postu: |
|
troche racji masz. ale nie dokonca bym sie zgodzil. mnie tam, raz za czas, podoba sie takie gnojenie ;p |
|
|
Veles |
Wysłany: Nie 22:45, 11 Mar 2007 Temat postu: Sprawa Grindcore |
|
ostatnio naszła mnie myśl zaprawdę dziwna. słuchałem sobie właśnie gorerotted i odkryłem przerażającą prawdę. każdy zespół grindowy jest zajebiście podobny do drugiego (no, może okładki są trochę inne).
kolejny przykład - fuck... i'm dead. kurwa. każdy kawałek to to samo, trwające najwyżej 1 minutę gówno.
nie odnosicie takiego wrażenia? grind jest dobry tylko na koncerty bo można się nieźle ponapierdalać. w innym wypadku tylko śmieszy. |
|
|