Rybak |
Wysłany: Pon 17:46, 26 Mar 2007 Temat postu: Ulver - Lyckantropen Themes |
|
Przed nami kolejna genialna płyta Ulvera, tym razem jest to soundtrack. Garm podjął współpracę ze szwedzkim reżyserem Stevem Ericssonem, aby po raz kolejny pokazać, co znaczy termin "muzyka dla oka". Najlepiej byłoby omawiać tą ścieżkę dźwiękową symultanicznie z filmem, ale że prawdopodobnie nikt z was ani nie obejrzał, ani nigdy nie obejrzy "Lyckantropen", nie widzę większego sensu. W każdym razie film to metaforyczny obraz samotności i powolnego zdziczenia powodowanego alienacją, stąd też koncepcja "wilkołactwa". Norweska grupa znana jest z pokrewnych tematów podejmowanych w swoich lirykach, tak więc ich decyzja o napisaniu do "Lyckantropen" soundtracku nie powinna nikogo dziwić i nie dziwi.
'Lyckantropen Themes' to oczywiście płytka elektroniczna, jedna ze ścieżek podjętych po nagraniu 'Perdition City' na ep-kach. W tym wypadku mamy do czynienia z eksperymentowaniem jeśli nie z ciszą, to chociaż z jej odcieniami. Nie oznacza to oczywiście, że przez całą płytę nic się nie dzieje, po prostu występują tu różne sposoby 'pojmowania' i obrazowania milczenia. Początkowe ścieżki kojarzą się z samotnością, smutkiem, odrzuceniem, zimą. Jeśli można mówić o podmiocie lirycznym, jest on zagubiony w ruchliwym mieście, jednak nie należy do niego. Powoli do szerokich pasm samplowych i delikatnej gry pianina wkrada się namacalny wręcz niepokój - elektronika staje się głośniejsza, bardziej zdysonowana (czuć wpływ muzyki Phallus Dei) i poszarpana, co w połączeniu z nierównymi uderzeniami perkusji daje niesamowity efekt. Dochodzą przejścia syntezatora, które prowadzą nas przez zszarganą psychikę postaci... Samotność przeradza się w szaleństwo, niezrozumienie w urwane spojrzenia, melancholia w ból. Człowiek staje się dziki. Słuchacz (przynajmniej posługując się moim przykładem) zdaje się widzieć, że "coś" zaraz się stanie. I rzeczywiście - wkrada się ponownie impresja bólu, co zostało osiągnięte w ciekawy sposób - powraca motyw z pierwszych kilku ścieżek, zostając jednak zniekształcony. Nasz bohater próbuje odzyskać siły. Cierpi.
Cóż, mam nadzieję, że ten skrótowy i lakoniczny opis (recenzja?) wzbudził wasze zainteresowanie. Jeśli tak, pozostaje wam tylko przesłuchać to małe dziełko. Na pierwszy rzut oka (w wypadku akurat tej muzyki można chyba użyć takiego określenia) utwory są do siebie dosyć podobne, ale zaręczam - jeśli któreś z was pokusi się o wsłuchanie w 'LT' na pewno nie odmówi norweskim muzykom talentu... Bo trzeba przyznać, że w operowaniu nastrojem i emocją nie mają sobie równych. |
|