Zobacz poprzedni temat | Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 16:06, 25 Mar 2007 Temat postu: Soltude Aeturnus - Alone [2006] |
|
|
Solitude Aeturnus – Alone
Poczynaniami tej amerykańskiej kapeli zainteresowałem się już jakiś czas temu, kiedy to w moje łapska wpadła rewelacyjna płyta „ Through the Darkest Hour”. Soczyste, potężne brzmienie gitar, świetne wokalizy Roberta Lowe’a (notabene, krzykacz ów zastąpił Marcolina na stanowisku gardłowego kultowej w kręgach doom kapeli Candlemass - przyp.autor) i urzekający klimat, sprawiły, że band z miejsca mogłem zaliczyć do grona ulubionych w podgatunku doom. Rozpocząłem więc bardziej intensywne poszukiwania ich muzyki, i tak zapoznałem się z równie dobrymi albumami „Downfall” oraz „Into depths of Sorrow”*, które to mogę z czystym sumieniem postawić na półce obok „Nightfall” czy „Epicus Doomicus Metallicus”. Odbiegam jednak nieco od tematu, więc do rzeczy.
Wiedziałem iż poprzeczka jest postawiona nader wysoko, z tym większą niecierpliwością oczekiwałem na kolejny „wypiek” teksańskiej ekipy. I muszę powiedzieć, że album nie zawiódł moich oczekiwań, ba, nawet je przerósł! Nowa propozycja Solitude Aeturnus to kawał świetnego, przemyślanego i odegranego z polotem doom metalu pierwszej klasy. Brzmieniowo płyta powala, muzyka ma w sobie potężny ładunek energii, niemal czuć jak mocarne riffy chrzęszczą pod żebrami. Klasę zespołu widać już w pierwszym kawałku – „Scent of Death”. Z początku nastrojowe, mroczne intro rozkręca się i zmiata wszystko na swojej drodze. Wokal Lowe’a wydaje się być jeszcze potężniejszy niż na poprzednich płytach, widać to choćby we wspomnianym już utworze, który przetacza się przez mózg jak walec, powolny, ale nieustępliwy i wszechmocny.
Dalej jest równie dobrze, gitarzyści Perez i Moseley odstwili kawał świetnej roboty, wiosła brzmią mocno ale klarownie, z każdym przesłuchaniem albumu można doszukać się kolejnych niuansów, solówki odegrano z wirtuozerią i uczuciem, emocje zdają się promieniować z każdego dźwięku porywając nas w podróż pełną nostalgii,
ale i jakiegoś nie do końca pojętego piękna... Kolejnymi naprawdę mocnymi punktami płyty są kawałki „Upon Within”, i mój ulubiony „Tommorows Dead”, w refrenie wokal Lowe’a nabiera przeraźliwego wręcz dramatyzmu i potęgi, zdaje się wibrować w mojej głowie nawet po wyłączeniu płyty. Nie można jednak wyróżnić na albumie słabszych i mocniejszych utworów – każdy zdaje się być kolejnym majstersztykiem który serwuje nam amerykański band.
Wypadałoby zająć się również warstwą liryczną albumu – co też z chęcią czynię. Teksty obracają się raczej w stylistyce bardzo mrocznej, zieje od nich wiele negatywnych, nieokiełznanych przez człowieka uczuć-strach, nienawiść, samotność, emocje z którymi musimy borykać się na każdym kroku. Pojawia się jednak również nadzieja, dostrzegalna szczególnie w utworze „Waiting for the light” czy wspomnianym już przeze mnie „Tommorows Dead”. Teksty na albumie tworzą przejmujący obraz człowieka rozdartego przez skrajne emocje-od miłości po zawiść, oczekiwanie na nowy dzień, niepewność, czy ten kiedykolwiek nadjedzie. „Alone” to najlepszy tytuł jaki mógł przypaść tej płycie – opowiada ona o uczuciach, które każdy z nas odczuwa właśnie w osamotnieniu, kiedy z twarzy opadają wszelkie maski, kiedy żadna warstwa kruchej, społecznej obyczajowości nie oddziela nas od jadu nagromadzonego w naszych umysłach. Piękny album.
Reasumując, propozycja Solitude Aeternus to absolutny mus dla każdego maniaka doom metalu, opowieść o Człowieku ubrana we wspaniałą oprawę muzyczną, opowieść przejmująca i zapadająca w pamięć. Szkoda tylko, że w naszym grajdole ciężko uświadczyć kapel z tego gatunku na miarę twórców zagranicznych, a doom jest muzyką zepchniętą praktycznie do podziemia. Mam nadzieję, że ten stan jednak wkrótce się zmieni.
|
|
... |
|
Powrót do góry |
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|